Recenzja filmu

Seizure (1974)
Oliver Stone
Christina Pickles
Hervé Villechaize

Straszny debiut Olivera Stone'a

Laureat wielu prestiżowych nagród filmowych, weteran wojny wietnamskiej, o której zresztą opowiada w swojej autorskiej trylogii filmowej - Oliver Stone. Zanim jednak na dobre zajął się kinem
Laureat wielu prestiżowych nagród filmowych, weteran wojny wietnamskiej, o której zresztą opowiada w swojej autorskiej trylogii filmowej - Oliver Stone. Zanim jednak na dobre zajął się kinem na poły politycznym, parał się... horrorami. Jego niskobudżetowy debiut z 1974 roku należy właśnie do tego gatunku.

Dom. Las. Jezioro - te trzy elementy wpisują się w krajobraz, w jakim przyszło znaleźć się bohaterom tej opowieści. Główną postacią filmowej układanki jest pisarz Edmund Blackstone (Jonathan Frid). Właśnie przeżywa kryzys twórczy - nawiedzają go przerażające koszmary. Okazuje się, że to ledwie czubek góry lodowej jego kłopotów. Mary senne stają się rzeczywistym utrapieniem mężczyzny - terroryzują nie tylko jego, ale także najbliższe mu osoby. Sen staje się jawą. Pytanie, czy istnieje możliwość wyswobodzenia się z tych okropności?

Choć film nie doczekał się polskiego tytułu, to w wolnym tłumaczeniu może oznaczać "pojmanie" czy "zagarnięcie". Trudno oprzeć się wrażeniu, że życie bohaterów produkcji Olivera Stone'a zostało zniewolone przez  oprawców. Ci początkowo narodzili się w głowie Blackstone'a, ale szybko odnaleźli swoje miejsce także w realnym świecie. Demoniczna Królowa Zła (Martine Beswick), karzeł Spider (Herve Villechaize) oraz czarnoskóry kat Jackal (Henry Judd Baker), nie stroniąc od przemocy, podporządkowują sobie kolejne osoby. Wciągają je w chorą, pełną przemocy grę, w której trup ściele się gęsto, zaś atmosfera gęstnieje z minuty na minutę. Większa część filmu rozgrywa się w nocy (z braku funduszy oświetlenie nie jest oszałamiające), dlatego też klimat bardzo szybko nabiera rumieńców, choć nie do końca spełnia on swoją rolę.

Czego widz oczekuje, oglądając horror? Z pewnością pełnych spodni (radości), wypieków na policzkach  i wciągającej historii. Pod tym względem po seansie można odczuwać niedosyt. Stone wprawdzie wie, jak budować napięcie, jednak nie za bardzo ma nad nim kontrolę. Reżyser zdaje sobie sprawę, że widzowie najbardziej boją się tego, czego nie są w stanie ujrzeć, toteż początkowo nastrój grozy budowany jest przez muzykę i pracę kamery. Z biegiem fabuły z ekranu zdaje się słyszeć wycie wilków, pojawiają się tajemnicze cienie. Czar jednak pryska, gdy na ekranie ugaszcza się wspomniane trio - nadal grozę kreują montaż i zdjęcia, ale strach na twarzy widza pojawia się już tylko sporadycznie - całą zabawę trafia szlag. Taki stan trwa aż do ostatnich dziesięciu minut seansu, gdy opowieść ponownie powraca na właściwe tory i zmusza odbiorcę do myślenia. Szkoda, że twórca późniejszego "Plutonu" tak łatwo dał się podpuścić i podążył w niewłaściwą stronę. Początkujący Stone miał szczęście, gdyż współautorem scenariusza jest Edward Mann. Na jego barkach także spoczywają niedoskonałości fabularne, których jesteśmy świadkami, oglądając Seizure.

Choć w momencie pojawienia się na ekranie napisów końcowych widz może mieć mieszane uczucia, to Seizure ogólnie należy ocenić jako przyzwoite kino grozy. Nie wyróżnia się ono niczym szczególnym (może poza pracą kamery) mimo wszystko całkiem przyjemnie spędza się czas z tym niskobudżetowym tytułem. Mając na uwadze, że ów produkcja była debiutem Olivera Stone'a, trzeba z pełną premedytacją stwierdzić, że w kolejnych latach swojej bogatej kariery reżyser ten poczynił duże postępy. Już nie raził niekonsekwencją, potrafił zbudować interesujących bohaterów i co najważniejsze - bez reszty wciągał widza w swoje filmowe opowieści.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones